niedziela, 10 lutego 2013

187.



kakaowe ciasto z kaszy manny nadziane kremem bananowo-orzechowym* z polewą jagodową**
*zmiażdżony banan wymieszany z masłem orzechowym
** jogurt naturalny+ dżem jagodowy


Wyszło bardzo wilgotne, nie wiem czy tak miało być, ale i tak było dobre :P 
Ostatni taki poranek na bardzo długo, ostatni raz wstaję o której chce(choć i tak wstałam już wcześniej)
ostatnie godziny lenistwa, swobody ostatnie godziny ferii. Przede mną szkoła i jeszcze raz szkoła, aż do świąt, a potem testy(a można by było je tak pominąć?) 

Wczorajszy wieczór miło spędzony ze znajomymi. Powoli znów zaczynam lubić przebywać w śród ludzi. Nie męczy mnie to, a wręcz cieszy. Od jakiegoś tygodnia po części siebie nie poznaje(inni też) takie małe zmiany, a jednak czuje różnice, nic ważnego, bo prostu żyję. Wychodzę kiedy zadzwonią przyjaciele, bez namawiania i wykrętów. Po prostu mówię "jasne" albo  "spoko" takie banalne słowa, a tak wiele zmieniają, zawsze wolałam przesiedzieć ten czas w domu pod kocem. Wychodzę choć na dworze zimno. I nie snuje się obok nich jak zjawa byle by to się skończyło. Nie. Śmieje się. Wygłupiam. Jestem szczęśliwa. Ten szok na twarzy kolegi, kiedy to Natalia wyszła we wtorek aby "pobiegać" ( hahah, 7min też się liczy, ślisko było, lepiej przechodzić 1,5 godziny :P ). Albo kiedy następnego dnia, wybraliśmy się na wycieczkę rowerową w śnieżycę!! (Ej, no jak się umawialiśmy to tylko lekko prószyło)
- Wychodzisz dziś?
- Mogę wyjść, kiedy?
- Nie wiem, jeszcze zadzwonię.
- A gdzie idziemy?
- Przejść się gdzieś pewnie.
- A., a pojeździmy na rowerach? Bo wczoraj fajnie było.
- Możemy, zadzwonię jeszcze do innych czy jadą
- Spoko.
Telefon trochę później
- Chyba nie pojedziemy, spójrz za okno.
- Pada :(
-Nooo
- Ejj, no tylko trochę prószy, a ja chce na rowery
- Hahah, czemu nie.

Kolega do nas pozderza. ( śnieg sypie, że nie widać co przed tobą)
- Czyj to był pomysł (ze śmiechem, patrzy się na mnie) Tylko nie mów, że twój, bo nie uwierzę.
koleżanka: - Tak, właściwie to Natalii.
kolega: - Nieee.
Ja: Ej, no jak gadałam z A, to tylko prószyło. Spójrz w górę patrz jak fajnie. hahah, ale faza.  
Chyba zaczynam żyć. Tak naprawdę. 


A wczoraj robiłam z mamą faworki, ale chyba jednak ich nie lubię :P 


21 komentarzy:

  1. Cieszę się, że spędzasz czas ze znajomymi ;) Zawsze miło się tak oderwać od obowiązków, zrelaksować.

    Też nie przepadam za faworkami, ale ciasto - pychota :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej, jak dobrze, że tak ci się układa :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Te Twoje wypieki strasznie kuszą :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze, że zaczynasz żyć, oby tak dalej a zobaczysz jakie życie jest piękne kżdego dnia :))
    A śniadanie bardzo pomysłowe :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny wypiek :)

    Dobrze, że zaczynasz się otwierać na znajomych :) Też do tego dążę, ale mi tak dobrze nie idzie..

    OdpowiedzUsuń
  6. też nie jestem fanką faworków
    aż się uśmiechnęłam po przeczytaniu posta, życzę Ci wielu takich momentów, niekoniecznie na mrozie :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Cieszę się że tak spędziłaś czas, tak ma być, masz ŻYĆ! :)
    Pycha śniadanko:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Faworki? Jak nie lubisz, możesz dać mi. :P

    OdpowiedzUsuń
  9. dzisiaj manna króluje w wypiekach, bo i u mnie dzisiaj w takiej wersji. :) ta twoja naprawdę mi się podoba i z pewnością manna w takim wydaniu musiała być przepyszna. a skoro wilgotna, to prawie jak brownie! *.*

    OdpowiedzUsuń
  10. ja nigdy nie jadłam jeszcze faworkow ,nie miałam okazji...
    a twoje sniadaniowe ciacho jest super , i te nadzienie <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Przepysznie wygląda to ciacho, jak takie mannowe brownie *.*
    Nie wiesz jak się cieszę,że czerpiesz z życia to co powinnaś już dawno! Oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  12. jak.. no jak można nie lubić faworek?:<

    OdpowiedzUsuń
  13. Ale smakowicie to wygląda :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Przecież faworki są takie dobre... no ale każdy ma inny gust ;-)

    OdpowiedzUsuń